Daiquiri

Dziś proponuję pierwszego przedstawiciela wielkiej rodziny cocktaili typu sour. Generalna reguła w ich przypadku brzmi „alkohol, likier lub syrop oraz sok z cytryny lub limonki”. Zapamiętanie tego schematu pozwoli nam radykalnie skrócić i uprościć recepturę i pozwoli więcej czasu spędzić na mniej lub bardziej związanych z danym napojem dygresjach.

Na początek ogólny opis Daiquiri:

  • A(lkohol)=rum
  • S(łodycz)=cukier/syrop cukrowy
  • K(waśność)=sok z limonek

Przygotować Daiquiri możemy na co najmniej kilka sposobów. Amerykańskie restauracje (w tym np. obecny w Polsce TGI Friday’s) często korzystają z tzw. daiquiri/margarita machine, czyli pracującego w trybie ciągłym ślimakowatego młynka mielącego lód zmieszany z sokiem i syropem. W tym momencie po dodaniu do tak powstałego śniegu porcji rumu otrzymujemy gotowe daiquiri (w wersji 'frozen’). Produkt raczej przemysłowy, czego nie musimy traktować jako zniechęcania — w warunkach domowych uzyskanie efektu frozen jest zazwyczaj szalenie pracochłonne.

Od jakiegoś czasu jestem raczej fanem bardziej osobistego podejścia do cocktaili. Dlatego daiquiri przygotowuję w wersji wstrząsanej lub tradycyjnej. Wstrząsane daiquiri przygotowujemy wlewając do shakera wypełnionego drobno kruszonym lodem dwie miarki białego rumu i po jednej miarce sok z limonki i syropu cukrowego. Wstrząsamy energicznie, po czym przelewamy wraz z lodem do schłodzonego kieliszka cocktailowego.

Wersja tradycyjna polega na napełnieniu wysokiej szklanki typu highball kruszonym lodem, na co kolejno wsypujemy łyżeczkę cukru, wyciskamy sok z jednej-dwóch limonek i wlewamy 50-100 ml białego rumu, po czym energicznie mieszamy długą łyżeczką (zwaną zwykle łyżką barmańską). Jeśli okolica wygląda jak karaibski hotel wypełniony amerykańskimi turystami, a my wyglądamy jak tegoż hotelu pracownik — w drinka wtykamy jeszcze malutką parasolkę.

Zdrowie!