Tag Archives: rum

Hurricane

Dzisiejszy przepis pochodzi z Nowego Orleanu, zaś jego autorstwo przypisywane jest Patowi O’Brien, właścicielowi baru w Dzielnicy Łacińskiej. Zgodnie z legendą impulsem do jego powstania były praktyki handlowe sprzedawców alkoholu na przełomie lat 30 i 40, kiedy to trwająca wojna mocno utrudniała zaopatrzenie w importowaną szkocką whisky. Właściciele barów, którzy chcieli nabyć ten deficytowy towar, zmuszani byli do transakcji wiązanych, w których jednej skrzynce szkockiej musiał towarzyszyć zakup kilkudziesięciu skrzynek łatwo dostępnego lokalnego rumu. W ramach upłynniania nadmiarowych zapasów właściciel baru wpadł na pomysł longdrinka składającego się z rumu i mieszanki soków owocowych, podawanych w dużej (oryginalnie 29 uncji, czyli ok. 850 ml, obecnie zazwyczaj o połowę mniejszej) charakterystycznej szklance przypominającej kształtem kwiat tulipana lub klosz od lampy naftowej, od nazwy cocktailu nazywanej obecnie szklanką typu Hurricane.

Składniki:

  • 30 ml ciemnego rumu,
  • 30 ml jasnego rumu,
  • 20 ml soku z limonek,
  • po 60 ml soku z męczennicy, czyli passiflory albo marakui, pomarańczowego i ananasowego (kombinację soków możemy dobrać do smaku).

Składniki wstrząsamy w shakerze i przelewamy do wysokiej szklanki wypełnionej kostkami lodu. Przyozdabiamy ćwiartką pomarańczy lub limonki i wisienką cocktailową.

Santé!

PS. Zdjęcie na licencji Creative Commons z serwisu Flickr autorstwa mhaithaca.

Summertime: Wieczór żywych trupów

Pogoda za oknem stanowczo sugeruje, że czas powoli kończyć tegoroczną serię Summertime. Na pożegnanie zatem – coś egzotycznego i mocnego. Dzisiejszy cocktail to kolejny produkt Tiki, dzieło znanego już nam z Mai-Tai Donna Beacha: Zombie.

Historia głosi, że cocktail ten został po raz pierwszy zmiksowany dla jednego z przyjaciół, gdy ten odwiedził jego restaurację „Don The Beachcomber” w Hollywood przed czekającym go lotem do San Francisco. Po wypiciu trzech drinków znajomy udał się na lotnisko, a po powrocie stwierdził, że cały lot spędził nieprzytomny niczym zombie. Tym stwierdzeniem nadał nazwę temu interesującemu cocktailowi, który egzotycznym owocowym smakiem przykrywa dosyć wysoką zawartość alkoholu – do tego stopnia, że przez długi czas restauracje i bary wprowadzały limit i odmawiały serwowania więcej niż dwa Zombie na osobę.

Składniki:

  • 30 ml białego rumu,
  • 30 ml złotego rumu,
  • 30 ml ciemnego rumu,
  • 30 ml morelówki (apricot brandy),
  • 30 ml soku ananasowego,
  • 30 ml soku z papai lub innych słodkich owoców (np. marakui),
  • łyżka grenadyny lub innego syropu,
  • 15 ml rumu 75%.

Składniki poza ostatnim wstrząsamy w shakerze i przelewamy do wysokiej szklanki lub kieliszka z kilkoma kostkami lodu. Rum 75% wlewamy na wierzch bez mieszania, a szklankę przyozdabiamy kawałkiem ananasa, wisienką cocktailową, plasterkami owoców i płatkami kwiatów tropikalnych oraz wszelkimi dostępnymi ozdobami choinkowymi według uznania.

Zdrowie lata! I pamiętajmy – Zombie… atakuje znienacka.

PS. Zdjęcie na licencji Creative Commons z serwisu Flickr autorstwa jroyals.

Summertime: Malibu Bay Breeze

Jako że lato postanowiło nas jeszcze na chwilę odwiedzić, dziś szybki rzut oka w kierunku gorących wysp karaibskich.

Jednym z częściej powtarzających się tematów w komentarzach była prośba o jakiegoś ciekawego drinka z rumem Malibu. Popularna w naszym kraju mieszanka, produkowana na Barbados przez zmieszanie lokalnego białego rumu z dodatkami smakowymi dającymi aromat kokosowy, została oryginalnie stworzona jako sposób na uproszczenie przygotowania Piña Colady. Jakkolwiek daje się ją zastosować w większości cocktaili i longdrinków w miejsce normalnego rumu, najlepiej sprawdza się w słodkich kombinacjach z sokami, gdzie kokosowy posmak dobrze uzupełnia letni charakter drinka. Przykładem może być dzisiejszy przepis, luźna wariacja na temat opisywanego wcześniej Sea Breeze.

Składniki:

  • 50 ml Malibu,
  • 150 ml soku ananasowego,
  • 30 ml soku żurawinowego,
  • 20 ml soku pomarańczowego.

Składniki wlewamy do wysokiej szklanki wypełnionej lodem i energicznie mieszamy. Przyozdabiamy obowiązkowo kawałkiem owocu tropikalnego (ananasa, pomarańczy lub limonki), słomką, parasolką i palemką, po czym zakładamy słomkowy kapelusz i udajemy się w kierunku najbliższego basenu lub plaży.

PS. Zdjęcie na licencji Creative Commons z serwisu Flickr autorstwa Burns!

Requiem dla (koszmarnego) snu

Dziś wpis nieco inny niż zazwyczaj – ani nie przepis, ani nie porada, jedynie podsumowanie istnienia pewnego napoju alkoholowego. Przy okazji weryfikacji faktów do dyskusji udało mi się mianowicie ustalić, że jeden z koszmarniejszych alkoholi wszechczasów już nie jest produkowany. Mowa o „rumie” Seniorita.

Wierni czytelnicy mojego bloga wiedzą już oczywiście, że tzw. rum Seniorita w rzeczywistości rumem nigdy nie był. Zgodnie z tradycją (i podtrzymującymi tradycję regulacjami Unii Europejskiej) na nazwę „rum” zasługuje wyłącznie alkohol wytwarzany z produktów przetwarzania trzciny cukrowej, bądź to melasy, jak większość rumów karaibskich, bądź soku z trzciny, jak w przypadku ron agricole z Haiti, Gwadelupy i Martiniki.

Europejskie imitacje, takie jak czeski rum Tuzemsky, austriacki Stroh i polska Seniorita, nigdy prawdziwymi rumami nie były – był to w rzeczywistości prosty alkohol z buraków cukrowych lub ziemniaków, doprawiony „do smaku” sztucznymi aromatami i przyprawami. Regulacje rynkowe UE zakazały producentom dalszego kontynuowania istniejącej praktyki, co w przypadku Stroha i Tuzemskiego skończyło się utrzymaniem istniejącego produktu przy porzuceniu w materiałach promocyjnych wszelkich wystąpień nazwy „rum”. Producent Seniority, Polmos Bielsko-Biała, szybko zastąpił swój kulawy towar nową marką – rumem „Galeon”, produkowanym przez zmieszanie (kupażowanie) kilku importowanych rumów nieznanej proweniencji. Tyle dobrze.

Być może ktoś nie jest tą zmianą zachwycony. I, for one, welcome our new European overlords. A rumowi Seniorita mogę jedynie zaproponować krzyżyk na drogę.

Summertime: Strawberry fields forever

Jak wcześniej pisałem w przy okazji notek o Margaricie i Daiquiri, oba te drinki mają mnóstwo wariantów kolorystyczno-owocowych, zazwyczaj polegających na zmiksowaniu z bazowym cocktailem mieszanki soku, owoców i/lub likieru o konkretnym smaku. Jako inaugurację (po niejakiej przerwie) tegorocznej serii letniej chciałbym zaproponować najpopularniejszy z tych wariantów, czyli Strawberry Margarita/Daiquiri.

Na jedną porcję margarity truskawkowej potrzebujemy:

  • 60 ml tequili,
  • 20 ml triple sec,
  • 20 ml likieru truskawkowego,
  • 40 ml soku cytrynowego,
  • 3-4 truskawki.

Składniki umieszczamy w blenderze z kilkoma kostkami lodu i miksujemy. Truskawki mogą być, dla lepszego smaku i zapachu, świeże, możemy też wykorzystać mrożone, które dają nam dodatkowe schłodzenie napoju. Z dość oczywistych względów praktycznych zamiast przygotowania jednej porcji polecałbym oczywiście zebranie większej grupy chętnych i przygotowanie całego dzbanka.

Gotowy cocktail podajemy w kieliszkach cocktailowych, których zwilżony brzeg można ozdobić solą lub – mniej tradycyjnie, ale bardziej zgodnie z charakterem drinka – cukrem.

W skład truskawkowego daiquiri wchodzą:

  • 60 ml rumu,
  • 20 ml syropu cukrowego,
  • 20 ml likieru truskawkowego,
  • 40 ml soku cytrynowego,
  • 3-4 truskawki.

Podobnie jak przy margaricie składniki miksujemy w blenderze i przelewamy do kieliszka cocktailowego, który możemy przyozdobić, jak na zdjęciu, całą truskawką.

Salud!

PS. Zdjęcie na licencji Creative Commons z serwisu Flickr autorstwa Lanzen.