Tag Archives: cocktail

Pretty in pink

Dzisiejszy cocktail jest relatywnie młody, jako że powstał w okolicach początku lat 80. Najpopularniejsza wersja historii jego powstania przypisuje autorstwo przepisu Cheryl Cook, barmance z Florydy, która zainspirowana obserwacją klientek zamawiających Martini bez większego przekonania, a jedynie po to, by móc poparadować z kieliszkiem koktajlowym, postanowiła stworzyć coś łagodniejszego w smaku przy nie gorszej prezencji.

Prawdziwą eksplozję popularności cocktail ten zaliczył w latach 90, gdy zamawiały go bohaterki serialu Sex And The City. Zapewne już domyślili się Państwo, że mówimy o Cosmopolitan.

Oficjalna wersja przepisu według IBA specyfikuje następujące składniki:

  • 40 ml wódki (najlepiej w wersji citron)
  • 15 ml triple sec/cointreau
  • 15 ml soku z limonki
  • 30 ml soku żurawinowego

Składniki wlewamy do shakera wypełnionego kruszonym lodem, silnie wstrząsamy i przelewamy do schłodzonego kieliszka cocktailowego, który dodatkowo możemy przybrać plasterkiem limonki.

Jakkolwiek proporcje podane powyżej są tymi oficjalnymi, niech to nie powstrzymuje Państwa od szukania własnego złotego środka. Ulubiona ostatnio wersja to powyższe składniki zmieszane w proporcjach 1:1:1:1 (po 30 ml), co daje cocktail nieco bogatszy w smak słodki i kwaśny, redukując cierpkość żurawiny, przy praktycznie tej samej zawartości alkoholu.

Zdrowie pań!

Gimlet

Korzystając z chwilowego statusu „słomianego wdowca” postanowiłem urządzić w nowym domu małą parapetówę, utrzymującą się w konwencji leniwego cocktail party. Motywację poprawiało to, że akurat trafił się długi weekend przypadający (zgrubnie) w moje imieniny.

Zaraz na samym początku, w czasie prezentacji dostępnych możliwości (w tym technicznych), otrzymałem zamówienie na Gimleta „jak u Chandlera”. Przepis podał sam zamawiający:

  • 1 część ginu,
  • 1 część soku limonkowego,
  • kilka kropel angostury

Składniki mieszamy w shakerze i przelewamy do kieliszka cocktailowego lub szklanki wypełnionej kostkami lodu. Wypijamy w dobrym towarzystwie, jeśli mamy akurat takie pod ręką, lub w zadymionym barze albo obskurnym biurze prywatnego detektywa, jeśli zebrało się nam na przeżywanie klimatu noir.

Cocktail na tyle przypadł wszystkim do gustu, że w ramach uzupełniania zapasów dokupiliśmy kilka butelek ginu i soku, które niezwłocznie wypiliśmy, zostawiając jedną szklaneczkę, którą wylaliśmy do zlewu.

W ramach lektury przed popełnieniem niniejszego wpisu postanowiłem odnaleźć ten fragment z Chandlera, który opisywał cocktail tamtego wieczoru. Co ciekawe, nie udało mi się to. W Długim pożegnaniu Philip Marlowe opisuje idealny gimlet jako „połowa ginu, druga połowa soku limonkowego Rose i nic więcej”. Przypuszczam, że angostura zawędrowała do przepisu jako skutek pomieszania powyższego przepisu na gimlet i znanego faktu, że Chandler był znanym miłośnikiem cocktailu znanego jako Pink Gin, składającego się z ginu i niewielkiego dodatku angostury.

Wariantów Gimleta jest zresztą całkiem sporo. Poczynając od proporcji (najczęstszą jest wersja składająca się z 3 części ginu na jedną soku), jak i składników. Podobnie jak z Martini, gin można zastąpić wódką lub tequilą, zaś sok z limonek — sokiem z cytryn. Jeśli od zbyt kwaśnego smaku świeżo wyciśniętego soku wykręca nam twarz, to można też cocktail nieco dosłodzić, dodając bądź syrop cukrowy (około połowy objętości soku), bądź też jedną lub kilka łyżeczek cukru pudru. To ostatnie jest o tyle uzasadnione, że zgodnie z dostępnymi opisami Chandlerowski Rose’s Lime Juice był, podobnie jak kupowane zazwyczaj przeze mnie soki Hitchcock (sic!), dosładzany. Niezależnie od tego, której wersji się trzymamy (a każda ma swoich zagorzałych fanów, określających wszelkie inne warianty mianem nędznych imitacji), trzeba pamiętać, że cocktail ma być zimny.

Większość źródeł zgodnie doszukuje się początków tego cocktailu w brytyjskiej marynarce wojennej, która w ramach walki ze szkorbutem u marynarzy wprowadziła w drugiej połowie XIX wieku obowiązkowe dzienne racje soku z cytryn lub (później) limonek. Zmieszanie go z ginem, poza złagodzeniem dość ostrego smaku soku, niewątpliwie uczyniło obowiązek nieco bardziej rozrywkowym. Sama nazwa, w zależności od wersji legendy, pochodzi bądź od urządzenia służącego do wywiercania (w dość oczywistym celu) małych dziurek w drewnianych beczkach, bądź też od nazwiska wiceadmirała i chirurga królewskiej marynarki wojennej, sir Thomasa Desmonda Gimlette.

Prosit!

Cocktail wieczoru: Sidecar

Prosty sour, podobny w składzie i smaku do opisywanego wcześniej Between the sheets, aczkolwiek nieco od niego słabszy. Znana już państwu formuła ASK w tym wypadku wygląda następująco:

  • A: koniak/brandy,
  • S: cointreau,
  • K: sok z cytryny.

Składniki w proporcjach (zazwyczaj) 2:1:1 wlewamy rutynowym gestem do shakera równie rutynowo wypełnionego kruszonym lodem, wstrząsamy i przelewamy do kieliszka koktajlowego. Jeśli odczuwamy potrzebę ubarwienia nudnawego wieczoru, możemy kieliszek przed nalaniem wzbogacić o ocukrzony brzeg, przygotowany w analogiczny sposób, jak słony brzeg przy Margaricie.

Jak zwykle zachęcam do eksperymentów w doborze proporcji (spotkałem się z wersjami 6:3:1 oraz 4:2:1, jak również paroma innymi mniej popularnymi wariantami) oraz składników. Popularniejsze możliwości to Chelsea Sidecar/White Lady (z ginem zamiast brandy) oraz Rum Sidecar (z brązowym lub ciemnym rumem). Bliskim kuzynem jest też wspomniana wcześniej Margarita (z tequilą i sokiem z limonki).

PS. Zdjęcie na licencji Creative Commons z serwisu Flickr autorstwa TheCulinaryGeek.

Cocktail wieczoru: Rusty Nail

Dziś kolejny prosty cocktail dwuskładnikowy, bardzo przyjemny w roli digestifu.

Składniki:

  • 2-3 części szkockiej whisky,
  • 1 część likieru Drambuie.

Składniki wlewamy do niskiej szklaneczki typu old-fashioned (z lodem lub „neat”, czyli bez żadnych dodatków). Składniki możemy zmieszać, aczkolwiek dodatkowy ciekawy efekt smakowy uzyskamy przez „budowanie”, czyli wlewanie najpierw whisky, a potem likieru w taki sposób, by powstały dwie oddzielne warstwy. Jeśli lubimy, możemy też do przygotowania użyć shakera (wtedy jednak zdecydowanie serwujemy napój „straight-up”, czyli przelewając do schłodzonego kieliszka koktajlowego z odfiltrowaniem lodu).

Proporcje whisky do likieru możemy dobierać indywidualnie (dostępne przepisy oscylują wokół 2:1, z wahnięciami pomiędzy 1:1 do 3:1 w zależności od tego, jak wytrawny napój chcemy uzyskać). Istnieją też warianty z użyciem innych whisk(e)ys, np. Celtic Cross (z użyciem irlandzkiej whiskey) czy Dalton (z bourbonem).

Jeśli zamierzają Państwo uczynić z Rusty Nail cocktail dzisiejszego wieczoru, to polecam jedynie pewną ostrożność — mimo dość słodkiego smaku jest to napój mocny (zarówno whisky, jak i Drambuie to alkohole wysokoprocentowe), co przy braku umiaru trochę utrudnia dotrwanie do północy.

Szczęśliwego Nowego Roku!

PS. Zdjęcie na licencji Creative Commons z serwisu Flickr autorstwa ReeseCLloyd.

Cocktail wieczoru: Stinger

Prosty i pyszny cocktail deserowo-wieczorowy — do niskiej szklaneczki wlewamy pół na pół koniak i biały likier miętowy, dodajemy parę kostek lodu i energicznie mieszamy. Znakomity zwłaszcza w lecie, gdy smak mięty daje przyjemne uczucie chłodu, ale nie odmawiajmy go sobie również w czasie zimowych wieczorów.

PS. Zdjęcie na licencji Creative Commons z serwisu Flickr autorstwa Kenna Wilsona.