Monthly Archives: październik 2007

I’m Blue

Jeśli zastanawiali się Państwo kiedyś, czemu likier Blue Curaçao jest niebieski, to niestety wytłumaczenie jest więcej niż prozaiczne. Jest niebieski nie ze względu na dodatek jakiegoś wyjątkowo egzotycznego owocu (przygotowywany jest na bazie skórek gorzkich owoców Laraha, krewniaków pomarańczy), tylko ze względu na niebieski barwnik spożywczy.

Proponuję się tym jednak nie zrażać, jako że ten alkohol o pomarańczowym aromacie jest składnikiem wielu interesujących drinków, które dodatkowo bardzo zyskują na wyglądzie dzięki niecodziennej barwie. O jednym z nich, czyli Blue Margarita, pisałem już wcześniej. Dziś inny członek rodziny, bardzo popularny wśród moich znajomych Electric Lemonade.

Skład:

  • 60 ml białego rumu lub wódki,
  • 30 ml Blue Curaçao,
  • sprite lub inny gazowany napój o smaku cytrynowym,
  • odrobina soku cytrynowego.

Rum (lub wódkę, ale naprawdę polecam tutaj rum), Curaçao i sok cytrynowy wlewamy do szklanki typu highball wypełnionej kostkami lodu, po czym zalewamy lemoniadą. Gotowy napój przyozdabiamy plasterkiem cytryny.

Jeśli spodobał nam się efekt kolorystyczny, to pamiętajmy, że Curaçao jako likier pomarańczowy może zastąpić w wielu przepisach stosowany przeze mnie w tej roli triple sec/cointreau. Warto wtedy również zamiast innych wyrazistych kolorystycznie składników wykorzystać bardziej bezbarwne substytuty (na przykład colę zastąpić spritem). Dla przykładu, opisywaną ostatnio Long Island Iced Tea możemy właśnie w ten sposób przerobić otrzymując cocktail nazywany Electric Iced Tea lub (bardziej dosadnie) Adios Motherfuckers.

Edycja 2010-10-04: Dodałem zdjęcie.

Long Island Iced Tea

Dziś coś zdecydowanie nie dla słabych duchem. Teoretycznie longdrink, tym niemniej od typowego longdrinka różni się tym, że nie składa się z niewielkiej ilości alkoholu zalanej lemoniadą.

Skład:

  • 20 ml wódki
  • 20 ml ginu
  • 20 ml tequili
  • 30 ml ciemnego rumu
  • 20 ml cointreau (opcjonalnie)
  • 20 ml soku z cytryny
  • cola

Składniki wlewamy do wysokiej szklanki wypełnionej lodem w kostkach (przypominam: nie żałujemy!) i uzupełniamy colą. Jeśli jesteśmy w kreatywnym nastroju, to szklankę możemy przyozdobić ćwiartkami cytryn lub limonek.

Jak widać po przepisie, napój nie ma zbyt wiele wspólnego z mrożoną herbatą. Skąd więc nazwa? Jako że cocktail jest relatywnie młody (powstał około 1970 r.), możemy do lamusa odłożyć krążące legendy, jakoby został wymyślony w czasach Prohibicji, by stworzyć pozory picia czegoś niewinnego. Moja prywatna teoria brzmi, że źródłem nazwy jest po prostu to, że drink ten (zwłaszcza z cytryną) wygląda, a często do pewnego stopnia smakuje podobnie jak swój bezalkoholowy imiennik.

Skool!

PS. Zdjęcie na licencji Creative Commons z serwisu Flickr autorstwa Jeremy’ego Brooksa.