Monthly Archives: listopad 2011

Hurricane

Dzisiejszy przepis pochodzi z Nowego Orleanu, zaś jego autorstwo przypisywane jest Patowi O’Brien, właścicielowi baru w Dzielnicy Łacińskiej. Zgodnie z legendą impulsem do jego powstania były praktyki handlowe sprzedawców alkoholu na przełomie lat 30 i 40, kiedy to trwająca wojna mocno utrudniała zaopatrzenie w importowaną szkocką whisky. Właściciele barów, którzy chcieli nabyć ten deficytowy towar, zmuszani byli do transakcji wiązanych, w których jednej skrzynce szkockiej musiał towarzyszyć zakup kilkudziesięciu skrzynek łatwo dostępnego lokalnego rumu. W ramach upłynniania nadmiarowych zapasów właściciel baru wpadł na pomysł longdrinka składającego się z rumu i mieszanki soków owocowych, podawanych w dużej (oryginalnie 29 uncji, czyli ok. 850 ml, obecnie zazwyczaj o połowę mniejszej) charakterystycznej szklance przypominającej kształtem kwiat tulipana lub klosz od lampy naftowej, od nazwy cocktailu nazywanej obecnie szklanką typu Hurricane.

Składniki:

  • 30 ml ciemnego rumu,
  • 30 ml jasnego rumu,
  • 20 ml soku z limonek,
  • po 60 ml soku z męczennicy, czyli passiflory albo marakui, pomarańczowego i ananasowego (kombinację soków możemy dobrać do smaku).

Składniki wstrząsamy w shakerze i przelewamy do wysokiej szklanki wypełnionej kostkami lodu. Przyozdabiamy ćwiartką pomarańczy lub limonki i wisienką cocktailową.

Santé!

PS. Zdjęcie na licencji Creative Commons z serwisu Flickr autorstwa mhaithaca.

Krew i tequila

Robiąc porządki w barku znalazłem butelkę likieru Bolsa z czerwonych pomarańczy. Jego ciekawy, dosyć cierpki smak podsunął mi pomysł na eksperyment. W ramach prezentacji wyników eksperymentu zapraszam Państwa na Blood Orange Margarita.

Składniki:

  • 60 ml srebrnej tequili,
  • 30 ml soku z limonek,
  • 30 ml likieru z czerwonych pomarańczy.

Składniki mieszamy w shakerze i przelewamy do kieliszka cocktailowego lub tumblera z kilkoma kostkami lodu i brzegiem pokrytym, jak to przy Margaricie, solą. Jako dodatkowej ozdoby możemy użyć ćwiartki pomarańczy lub limonki.

Każdy z Państwa może oczywiście dopasować proporcje cocktailu do osobistych preferencji. Warto pamiętać, że likier z czerwonych pomarańczy jest nieco bardziej słodki, a jednocześnie bardziej cierpki niż typowo stosowane w Margaricie triple sec. Jeśli Państwa domowy barek nie dysponuje (jak mój) ukrytą w kącie butelką likieru, to zbliżony efekt smakowy można uzyskać stosując 20 ml triple sec i 20 ml soku z czerwonych pomarańczy.

PS. Zdjęcie na licencji Creative Commons z serwisu Flickr autorstwa nerdlinga.

Red Lion

Cocktail, na który chciałem Państwa dziś zaprosić, jest względnie młody, pochodzi bowiem z roku 1933. Jego autorem jest Arthur Tarling, barman Café Royal w Londynie, który w tym właśnie roku wygrał za jego pomocą londyński konkurs cocktailowy. Przepis trafił następnie do wydanej sumptem United Kingdom Bartender’s Guild Café Royal Cocktail Book.  Oryginalnie przewidziany jako cocktail deserowy, znakomicie sprawdza się też w roli lekkiego owocowego aperitifu.

Składniki:

  • 40 ml ginu,
  • 40 ml Grand Marnier,
  • 20 ml soku cytrynowego,
  • 20 ml soku pomarańczowego,
  • (opcjonalnie) łyżeczka grenadyny.

Gin, Grand Marnier (jeśli nie dysponujemy tym znakomitym likierem pomarańczowym, to z pewną stratą na smaku możemy poratować się Cointreau lub innym triple sec) i soki mieszamy w shakerze i przelewamy do schłodzonego kieliszka cocktailowego. Dla lepszego efektu można ocukrzyć brzeg kieliszka lub też ozdobić go, jak na zdjęciu poniżej, ćwiartką pomarańczy i paskiem skórki cytrusowej.

Cheers!