Tag Archives: gin

Bee’s Knees

Dzisiaj chciałbym zaprosić Państwa na jeden z klasyków okresu prohibicji o oryginalnej nazwie Bee’s Knees. Określenie „bee’s knees” pochodzi ze slangu lat 20 XX wieku i oznaczało mniej-więcej tyle co „znakomity” lub „doskonały” (dyskusji na temat jego pochodzenia jest mnóstwo, najpopularniejsza teoria sugeruje genezę jako fonetyczne zapisanie skrótu „B’s and E’s”, rozwijającego się jako „be all and end all” i mającego zgrubnie takie samo znaczenie, jak jego slangowy odpowiednik).

Sam cocktail ma dosyć typową formułę sour:

  • A: 80 ml ginu,
  • S: 30 ml płynnego miodu lub 40 ml syropu miodowego,
  • K:  30 ml soku cytrynowego.

Jeśli dysponujemy bardzo płynnym, lejącym się miodem, możemy użyć go bezpośrednio, ryzykujemy jednak wtedy, że pod wpływem lodu w shakerze zbytnio zgęstnieje i nie rozprowadzi się dobrze. Dlatego lepiej jednak użyć syropu miodowego, czyli miodu rozmieszanego z odrobiną gorącej wody, najlepiej w proporcji 1-2 części miodu do 1 części wody. Gdy mamy gotowe wszystkie składniki, to samo przygotowanie jest dosyć rutynowe – wstrząsamy w shakerze i przelewamy do schłodzonego kieliszka cocktailowego.

Bee's Knees

Oryginalny przepis z czasów prohibicji łączył miód z sokiem i ginem w równych proporcjach, przez co smak miodu i cytryny silnie dominował, co zapewne było właśnie celem twórców tego cocktailu, chcących w ten sposób zamaskować podły smak pędzonego pokątnie ginu. Sam podchodziłem do współczesnej wersji tego przepisu nieco nieufnie, nie byłem bowiem dotąd wielkim fanem Gin Sour, preferując raczej jego odmianę rumową, czyli Daiquiri. Po spróbowaniu muszę jednak przyznać, że kombinacja ta ma dosyć interesujący charakter, jako że aromat miodu korzystnie łączy się z intensywnym jałowcowym smakiem ginu.

Ananasowa wiosna: Harlem Cocktail

W ramach naszej ananasowej wiosny dziś proponuję Harlem Cocktail, niegdyś jeden ze sztandarowych przepisów słynnego nowojorskiego Cotton Club.

Składniki:

  • 80 ml ginu,
  • 40 ml soku ananasowego,
  • 10-15 ml likieru Maraschino.

Składniki wstrząsamy w shakerze i przelewamy do schłodzonego kieliszka cocktailowego. Przyozdabiamy ćwiartką ananasa i opcjonalnie wisienką cocktailową.

Interesującym wariantem tego cocktailu jest opcja zrobienia z niego shortdrinka, przypominającego swoim charakterem opisywany wcześniej Old Fashioned. W tym celu ugniatamy najpierw kilka kawałków świeżego ananasa w kubku barmańskim, po czym dodajemy powyższe składniki, kruszony lód, wstrząsamy i przelewamy do niskiej szklaneczki wypełnionej kilkoma kostkami lodu.

Ananasowa wiosna: Pink Pussycat

Skończyły się marcowe Martini, chciałbym zatem zaprosić Państwa na kolejny mini-cykl. Ostatni Mixology Monday rozbudził mój apetyt na cocktaile z udziałem ananasów, które są jednym z moich ulubionych owoców. Niech zatem kwiecień upłynie nam pod znakiem Ananasowej Wiosny.

Rozpocznijmy lekkim owocowym longdrinkiem o dość frywolnej nazwie Pink Pussycat:

  • 50 ml ginu,
  • Sok ananasowy,
  • Łyżka grenadyny.

Wlewamy gin do szklanki typu highball wypełnionej kostkami lodu, dopełniamy sokiem, dodajemy grenadynę i energicznie mieszamy. Drink podajemy ozdobiony ćwiartką ananasa.

Przyciśnięci koniecznością możemy zastąpić w przepisie gin wódką, aczkolwiek cocktail straci nieco na tej zamianie – wódka nie będzie w stanie równie dobrze jak aromatyczny gin skontrować dominującej słodyczy soku ananasowego. Polecam też spróbować wariantów z innym syropem, szczególnie jeśli szukamy nieco bardziej wytrawnej nuty. Interesującą odmianą, którą znalazłem w jednym ze zbiorów przepisów, było dodanie w miejsce grenadyny likieru malinowego Chambord. Zachęcam do eksperymentów.

Dzisiejszy wpis jest jednocześnie obiecaną nagrodą w niesławnej pamięci promocyjnym konkursie, który postanowiłem zorganizować jakiś czas temu na kilku sieciach społecznościowych. Niezbyt udana imitacja akcji rozdawania iPadów spotkała się z katastrofalnym brakiem zainteresowania – z jednym drobnym wyjątkiem. Wyjątek postanowił jednak scedować nagrodę na swoją małżonkę, zatem powyższy cocktail dedykuję Kejti – patrząc na jego nazwę, całkiem trafna kombinacja. Smacznego!

MMM: French Rose

Jakkolwiek dzisiejszy cocktail nie ma w nazwie „Martini”, to moim nieskromnym zdaniem ze względu na skład zasługuje na udział w MMM nie mniej niż ubiegłotygodniowe Appletini. Został opisany w Savoy Cocktail Book, zaś jego autorstwo przypisuje się Sidneyowi Knightowi, barmanowi londyńskiego Cecil Hotel na początku XX wieku. Zapraszam na French Rose Cocktail.

Składniki:

  • 60 ml ginu,
  • 20 ml wytrawnego wermutu,
  • 20 ml wiśniówki.

Składniki wstrząsamy w shakerze i przelewamy do schłodzonego kieliszka cocktailowego. Ozdobą może być lemon twist lub wisienka cocktailowa.

MMM: Perfect Martini

Kontynuując rozpoczętą w zeszłym tygodniu akcję „marzec miesiącem Martini” zapraszam dziś Państwa na kolejny z klasycznych wariantów tego cocktailu: Perfect Martini.

Składniki:

  • 80 ml ginu,
  • 15 ml wytrawnego wermutu,
  • 15 ml słodkiego wermutu.

Składniki mieszamy w kubku barmańskim wypełnionym lodem (reguły sztuki zalecają mieszanie ok. 50 razy w przypadku lodu w kostkach i 30 razy przy kruszonym lodzie), po czym przelewamy odcedzając lód do schłodzonego kieliszka cocktailowego, który przyozdabiamy paskiem skórki cytrynowej.

Jak łatwo zauważyć, Perfect Martini jest niejako kompromisem dla tych, którzy nie mogą się zdecydować pomiędzy klasycznym Dry Martini i Sweet Martini. Czy udanym i czy istotnie jest to perfekcyjne Martini, jak sugeruje tradycyjna i usankcjonowana przez IBA nazwa? Osobiście, jako miłośnik Dry Martini, który nie stroni też od wersji Sweet, nie jestem wielkim fanem tego akurat wariantu. Państwu jednak zasugeruję, by spróbować i zdecydować samemu.