Tag Archives: wermut

Churchill

Współczesny cocktail jest wynalazkiem amerykańskim, do Europy dotarł jednak dosyć szybko. Jednym z pierwszych barów, które już pod koniec XIX wieku wprowadziły cocktaile do swojego repertuaru, był American Bar w słynnym londyńskim hotelu Savoy. Stanowisko szefa tego baru to jedno z bardziej prestiżowych zajęć w londyńskiej branży barmańskiej, szczególnie że jest to miejsce popularne nie tylko wśród celebrytów, ale również sfer rządowych i arystokracji, nie wyłączając rodziny królewskiej.

Dzisiejszy cocktail został stworzony przez Joe Gilmore’a, do dziś najdłużej urzędującego szefa tego baru (zaczął tam pracować w 1940, został szefem w 1955 i piastował tę funkcję aż do odejścia na emeryturę w 1976). W tym czasie stworzył wiele cocktaili upamiętniających specjalne okazje, na przykład Moonwalk, nazwany tak na cześć lądowania w 1969 misji Apollo 11 na Księżycu, czy Common Market, upamiętniający wejście Wielkiej Brytanii do Europejskiej Wspólnoty Gospodarczej w 1973. Kilka z cocktaili dedykował Winstonowi Churchillowi, który w trakcie swojego urzędowania wielokrotnie przenosił obrady swojego rządu w porze lunchu do barów i restauracji hotelu Savoy. Podczas jednej z takich wizyt premier został uraczony cocktailem nazwanym po prostu Churchill.

Składniki:

  • 60 ml szkockiej whisky,
  • 20 ml soku limonkowego,
  • 20 ml czerwonego słodkiego wermutu,
  • 20 ml Cointreau lub innego likieru triple sec.

Składniki mieszamy w shakerze i przelewamy do schłodzonego kieliszka cocktailowego, odcedzając lód (straight up). Kieliszek możemy przybrać paskiem skórki cytrusowej. Wynikowy cocktail jest bardzo oryginalną kombinacją, lądującą gdzieś pomiędzy Manhattanem, Whisky Sour i Bourbon Sidecar.

Jakkolwiek oryginalny przepis mówił o szkockiej whisky, to w drodze eksperymentów doszedłem do wniosku, że jeszcze lepsze efekty możemy uzyskać używając jako głównego alkoholu whiskey irlandzkiej, która przez mniej zaznaczony charakter lepiej komponuje się w cocktailu. Zachęcam oczywiście do własnych eksperymentów.

Cheers!

El Presidente

Dziś kolejna wyprawa na Kubę, ojczyznę wielu znakomitych drinków. W czasach szalejącej w pobliskich Stanach Prohibicji w hawańskim barze Jockey Club stworzono cocktail pod nazwą El Presidente, nazwany tak na cześć ówczesnego prezydenta Kuby, Gerardo Machado.

Składniki:

  • 2 części białego rumu,
  • 1 część wytrawnego wermutu,
  • 1 część likieru pomarańczowego curaçao (dobrze sprawdza się też triple sec),
  • (opcjonalnie) pół łyżeczki grenadiny.

Składniki wstrząsamy w shakerze i przelewamy do kieliszka cocktailowego, przyozdabiając skórką pomarańczową. Osobiście wolę wersję bez grenadiny, ale polecam wypróbowanie obu wariantów.

The Italian Job

Muszę wyznać, że wraz z końcem lata zacząłem odczuwać pewien przesyt cocktailami kwaśnymi, od klasycznych sours po rozmaite ich warianty i pochodne. Jesienna pogoda sprzyja eksperymentom barowym i poszukiwaniu nowych smaków. W ramach takiego eksperymentu postanowiłem wypróbować dwa przepisy, o których myślałem już od jakiegoś czasu: Negroni i Americano. Oba są klasycznymi aperitifami włoskiego pochodzenia, o silnie zaznaczonym ziołowo-goryczkowym smaku, który zawdzięczają zawartości Campari.

Starszy z nich, czyli Americano, powstał w latach 60 XIX wieku, a jego autorem jest sam twórca tego likieru, Gaspare Campari. Pierwotnie nazywany był Milano-Torino ze względu na miejsce pochodzenia składników: Campari (Mediolan) i wermutu Cinzano (Turyn). Nazwa zmieniła się na dzisiejszą, gdy stał się jednym z popularniejszych drinków zamawianych przez amerykańskich turystów odwiedzających Włochy.

Americano przygotowujemy z następujących składników:

  • 1 część słodkiego czerwonego wermutu,
  • 1 część Campari,
  • 1 część wody sodowej.

Wermut i Campari mieszamy w niskiej szklaneczce typu old fashioned z kilkoma kostkami lodu, dolewamy wody sodowej i przyozdabiamy skórką cytrynową.

Historia drugiego z dzisiejszych cocktaili, czyli Negroni, nie jest aż tak dobrze znana. Najpopularniejsza wersja przypisuje jego autorstwo hrabiemu Camillo Negroni, który stworzył go na początku XX wieku prosząc barmana o wzmocnienie swojego ulubionego Americano przez dodanie do niego ginu zamiast wody sodowej. Jak z tego wynika, w skład cocktailu wchodzą:

  • 1 część ginu,
  • 1 część słodkiego czerwonego wermutu,
  • 1 część Campari.

Aczkolwiek tradycyjnie drink ten przygotowujemy, podobnie jak Americano, w szklaneczce old fashioned, to warta uwagi jest również wersja straight up, czyli wstrząśnięta i odcedzona do schłodzonego kieliszka cocktailowego. Tradycyjną ozdobą jest pasek skórki pomarańczowej.

Warto wspomnieć, że amatorem obu tych cocktaili był tajny agent James Bond, zazwyczaj kojarzony głównie z Martini. Negroni pojawia się w opowiadaniu „Risico”, podczas gdy Americano – w powieści „Casino Royale” i opowiadaniu „From A View To A Kill”, gdzie agent 007 sugeruje, że cocktail ten zyskuje na zastosowaniu wody Perrier.

Manhattan

Szybki mały przepisik w przerwie między damskimi słodyczami. Współczesna receptura na ten cocktail wygląda następująco:

  • 2 części whisk(e)y
  • 1 część słodkiego czerwonego wermutu
  • parę kropel angostury

Składniki wlewamy do shakera wypełnionego lodem, wstrząsamy i przelewamy do schłodzonego kieliszka koktajlowego. Kanonicznym dodatkiem jest wisienka cocktailowa, ale nieźle sprawdza się również tzw. lemon twist (pasek skórki cytrynowej, który skręcamy nad powierzchnią napoju, żeby uwolniły się olejki eteryczne).

Dobór whisky lub whiskey jest oczywiście sprawą indywidualnego smaku, tym niemniej moją ogólną radą jest unikanie raczej zbyt wyrazistych gatunków w rodzaju szkockiej whisky single malt (które zdecydowanie lepiej wypić bez żadnych dodatków). Oryginalnie w przepisie używano amerykańskiej rye whisky, z doświadczenia mogę powiedzieć, ze również nieźle sprawdza się whiskey irlandzka (np. moja ulubiona Tullamore Dew), kanadyjska lub bourbon.

Na zdravi!

Edycja 2010-09-27: Fotografia.

Martini

Dziś klasyka klasyki, czyli martini. Ultymatywny męski drink, kwintesencja koktajli.

Klasyczne dry martini to rzecz niezwykle prosta: wypełniamy kubek shakera kruszonym lodem, wlewamy 3 do 6 części ginu (im więcej, tym koktajl będzie bardziej wytrawny) i jedną część wytrawnego wermutu, mieszamy energicznie łyżką i przelewamy odfiltrowując lód do schłodzonego kieliszka koktajlowego. Schłodzenia nie powinniśmy żadną miarą ograniczać do kieliszka — jeśli tylko mamy taką możliwość, to zarówno kieliszki, jak i butelkę ginu oraz shaker najlepiej trzymać w zamrażarce.

Ozdabiamy szpadką z nawleczonymi kilkoma oliwkami. Jeśli nie lubimy oliwek, można poeksperymentować z innymi dodatkami, pozostając jednak cały czas w obszarze kwaśno-słonym. Świetnie sprawdzają się np. malutkie korniszonki lub marynowane cebulki (ta ostatnia wersja dorobiła się nawet własnej nazwy — tak przygotowane martini określa się jako „Gibson”).

Dla wyjaśnienia — sporo przepisów posługuje się „częściami” zamiast konkretnymi objętościami. W praktyce robiąc koktajl dla jednej osoby „część” zazwyczaj przekłada się na 20-30 cl, w zależności od wielkości docelowego naczynia.

Jako że koktajl ten ma długą historię (legenda mówi, że stworzono go w czasach prohibicji w USA, by przez zmieszanie z wermutem zamaskować smak podłego ginu pędzonego w wannie), zdążył obrosnąć obszernym folklorem i licznymi wariantami. Długą przerwę od ostatniego wpisu zawdzięczacie Państwo m. in. temu, że początkowo planowałem jeden duży i wyczerpujący artykuł na temat tego koktajlu, omawiający wszystkie aspekty, detale i niuanse. Po pewnym czasie zmagań z tematem zakończyłem wreszcie decyzją, że lepiej będzie tę dziedzinę pokonywać — nazwijmy to tak — małymi łyczkami.

Uważniejsi czytelnicy zauważą, że powyższy przepis nakazywał zamieszanie łyżką, czemu zatem superagent 007 zamawiał swoje koktajle „wstrząśnięte, nie mieszane”? Odpowiedź jest prosta — James Bond zazwyczaj pijał vodka martini, podstawowy wariant alternatywny, w którym zamiast ginu dodajemy 3 do 6 części zmrożonej wódki. W wersji tej często w charakterze dekoracji zamiast oliwek lub pikli stosuje się tzw. lemon twist, czyli pasek ze skórki cytrynowej, przed dodaniem skręcony nad kieliszkiem w celu wyciśnięcia olejków eterycznych.

W przypadku gin martini tradycyjni koneserzy domagają się, aby koktajl był zmieszany, a stojąca za tym teoria mówi o „wzburzaniu” napoju w trakcie wstrząsania, co jakoby zakłóca „układanie” się ginu i zaostrza przez to goryczkowaty smak. Techniczna różnica polega na tym, że koktajl wstrząśnięty jest zimniejszy, zawiera nieco więcej wody oraz pewną ilość bąbelków powietrza, co istotnie ma niewielki wpływ na wynikowy smak drinka, szczególnie w przypadku wersji z wódką. Czytelnikom radzę spróbować wszystkich wariantów w celu wyrobienia sobie własnej opinii, a chcącym podtrzymywać tradycję — mieszanie wersji z ginem i wstrząsanie wersji z wódką.

A na koniec wariant historyczny, czyli przepis na martini samego Winstona Churchilla. Przygotowujemy je w ten sposób, że sześć części ginu mieszamy z lodem, przelewamy do kieliszka i kłaniamy się w kierunku Francji, ojczyzny wermutu.

L’chaim!