Od dziś można znaleźć Tarasco Bar również na Facebooku.
Zapraszam do odwiedzin!
Od dziś można znaleźć Tarasco Bar również na Facebooku.
Zapraszam do odwiedzin!
Dziś zapraszam Państwa na drinka, pod znakiem którego upłynęła większa część tegorocznego lata — a to wszystko dzięki ogrodniczym talentom, które wyhodowały kilka krzaczków mięty w przydomowym ogródku. Znakomity aperitif do letnich przyjęć w ogrodzie, czyli odświeżające Mojito.
W kompozycji cocktail ten bardzo przypomina opisywanego niedawno Collinsa na bazie rumu. Zaczynamy jednak od ziołowego dodatku — kilka listków mięty rozgniatamy drewnianym tłuczkiem, dodajemy łyżkę stołową cukru, do tego wszystkiego dodajemy następnie 30 ml soku z limonek (najlepiej świeżego) lub w ostateczności cytryn, 60 ml białego rumu, lód i uzupełniamy wodą sodową. Możemy również wrzucić do szklanki kilka kawałków limonki. Najlepiej smakuje podczas zachodu słońca obserwowanego z hamaka.
Edycja 2010-10-03: Nowa, lepsza fotka. Ponadto retroaktywnie pozwoliłem sobie poprawić występujący wcześniej sok cytrynowy na (bardziej kanoniczny) sok z limonek.
Dzisiejszy cocktail jest relatywnie młody, jako że powstał w okolicach początku lat 80. Najpopularniejsza wersja historii jego powstania przypisuje autorstwo przepisu Cheryl Cook, barmance z Florydy, która zainspirowana obserwacją klientek zamawiających Martini bez większego przekonania, a jedynie po to, by móc poparadować z kieliszkiem koktajlowym, postanowiła stworzyć coś łagodniejszego w smaku przy nie gorszej prezencji.
Prawdziwą eksplozję popularności cocktail ten zaliczył w latach 90, gdy zamawiały go bohaterki serialu Sex And The City. Zapewne już domyślili się Państwo, że mówimy o Cosmopolitan.
Oficjalna wersja przepisu według IBA specyfikuje następujące składniki:
Składniki wlewamy do shakera wypełnionego kruszonym lodem, silnie wstrząsamy i przelewamy do schłodzonego kieliszka cocktailowego, który dodatkowo możemy przybrać plasterkiem limonki.
Jakkolwiek proporcje podane powyżej są tymi oficjalnymi, niech to nie powstrzymuje Państwa od szukania własnego złotego środka. Ulubiona ostatnio wersja to powyższe składniki zmieszane w proporcjach 1:1:1:1 (po 30 ml), co daje cocktail nieco bogatszy w smak słodki i kwaśny, redukując cierpkość żurawiny, przy praktycznie tej samej zawartości alkoholu.
Zdrowie pań!
Niektóre z letnich drinków po prostu nie wychodzą zimą. Niekiedy jest to brak odpowiednich świeżych składników, chociaż uroki globalizacji i nowoczesnej produkcji powodują, że coraz mniej jest takich produktów, których nie da się kupić o dowolnej porze roku. Dużo częściej jest to po prostu fakt, że pewne napoje wymagają odpowedniej otoczki, kluczowym elementem której jest słoneczny taras i temperatura odpowiednio odległa od punktu potrójnego wody.
Jednym z takich drinków jest standardowy odświeżacz letniego grillmastera, czyli collins. W mojej ulubionej wersji, znanej jako Rum Collins lub Ron Collins, jest to po prostu Daiquiri zrobione w ilości na pół szklanki i uzupełnione do pełna wodą sodową:
Rum, sok i syrop wlewamy do wysokiej szklanki (klasycznie jest to szklanka typu collins, podobna do highball, lecz wyższa i węższa) wypełnionej kostkami lodu, po czym dopełniamy wodą sodową. Lekko mieszamy, słomka — i voila! Cocktail ten w smaku jest poniekąd podobny do komercyjnego „gotowca” dostępnego pod nazwą Bacardi Breezer. Użycie świeżych składników daje jednak zazwyczaj dużo korzystniejszy efekt.
Podobnie jak z wieloma innymi drinkami, tak i collins występuje w wielu wariantach zależnych od użytego alkoholu. Prekursorem ich wszystkich jest Tom Collins (z ginem), ale występują też wersje znane jako John Collins (z bourbon whiskey), Juan Collins (z tequilą) czy też wreszcie Vodka Collins albo Ivan Collins(z wódką).
Święta, święta i po świętach… to jest, chciałem powiedzieć, blog znowu zaliczył solidną przerwę. Nie będę się próbował nawet krygować, jak jest mi z tego powodu wstyd i przykro, chociaż jest, ale cóż zrobić — obowiązki rodzinne, dom, praca, mało czasu, kruca bomba.
Że mamy znowu prawie lato, sezon grillowy w pełni (chyba że akurat leje), spróbuję zaproponować serię cocktaili i longdrinków o tematyce i smakach odpowiednich dla tej aury. Na początek cocktail nawiązujący (chociaż tylko grą słów) do znanej powieści pani Harper Lee Zabić drozda (To Kill A Mockingbird). Chodzi oczywiście o longdrinka pod dowcipną nazwą… Tequila Mockingbird.
Przepis jest nieco bardziej skomplikowany niż zwykle u mnie. Do wysokiej szklanki wypełnionej lodem wlewamy kolejno:
Mieszamy, po czym na sam wierzch wlewamy (już nie mieszając) 15 ml blue curacao. Przyozdabiamy słomką, parasolką, plasterkiem pomarańczy i gipsowym krasnalem i idziemy sprawdzić, czy steki na grillu nie nabrały przypadkiem nazbyt czarnego odcienia.