Uważni czytelnicy tego bloga zauważyli zapewne, że nie jestem wielkim fanem typowego polskiego „drinka”, czyli cocktailu określanego fachowo jako „highball”: alkohol w wysokiej szklance, zalany większą ilością lemoniady lub soku. Pamiętając jednak, że pierwszym przepisem opublikowanym w Tarasco Bar było Cuba Libre, który jest właśnie klasycznym highballem opartym o rum i colę z dodatkiem limonek, wróćmy na chwilę do tej prozaicznej kombinacji.
Jako zdeklarowany i wielokrotnie rozpoznany snob nie przepadam za highballami ze względu na ich brak wyrafinowania – cóż prymitywniejszego niż porcja alkoholu rozrobiona w szklance napoju. Cocktaile tego typu mają jednak swoje miejsce w historii miksologii, warto więc wiedzieć o nich to i owo. Geneza nazwy nie jest zbyt jasna, najbardziej prawdopodobna hipoteza sugeruje rozwinięcie „ball” jako synonimu „porcja whisky/alkoholu” przez kombinację z „high” dla zaznaczenia, że mieszanka podawana jest w wysokiej szklance. Do rodziny tej zaliczają się takie klasyki jak opisywany wcześniej Screwdriver, Scotch & Soda czy Cuba Libre, ale również (świadomie) pomijany dotąd przeze mnie Gin & Tonic, czyli mieszanka wywodząca się oryginalnie ze zwyczaju mieszania roztworu chininy z porcją ginu w celu uprzyjemnienia przyjmowania tego paskudnego lekarstwa na malarię.
Dzisiejszy przepis chciałbym poświęcić cocktailowi, który w ojczyźnie cocktailu był często synonimem określenia „highball”, czyli Bourbon Highball.
Składniki:
- 60 ml (dwie uncje) bourbon whiskey,
- ginger ale.
Whisky (oryginalnie bourbon, ale znakomicie komponuje się również kanadyjska rye whiskey albo whiskey irlandzka) wlewamy do wysokiej szklanki typu highball wypełnionej kostkami lodu. Dopełniamy ginger ale i przyozdabiamy paskiem skórki cytrynowej (lemon twist).