Jubileusz

Niewiele brakowałoby, a przegapiłbym ważną datę. Niemal dokładnie pięć lat temu pojawił się pierwszy wpis w Tarasco Bar. Warto chyba przy tej okazji zatrzymać się i popatrzeć, co zmieniło się w ciągu tego czasu.

Z perspektywy lat niewątpliwie widać, jak nieregularnym tworem był ten blog w początkach swego istnienia. Brak pewnej narzuconej dyscypliny spowodował, po całkiem energicznym początku, co najmniej kilka dłuższych przerw, w tym jedną ponad roczną. Złożyło się na to wiele przyczyn, na czele z osobistymi – przeprowadzka i urządzanie nowego domu czy powiększająca się rodzina nie zostawiały często zbyt wiele czasu na opisywanie odkrywanych cocktaili. Pewna stabilizacja w tym zakresie pozwoliła przez ostatnie kilkanaście miesięcy na utrzymanie dużo bardziej stabilnego rytmu publikacji.

Od prawie dwóch lat Tarasco Bar ma swoją stronę w serwisach społecznościowych: Facebooku oraz Google+ (konto na Twitterze istniało również, ale na skutek przyzerowej popularności zostało zlikwidowane). Po etapie wczesnych eksperymentów z różnymi mechanizmami aktualizacji stały się one cennym dodatkiem ułatwiającym dotarcie do Tarasco Bar licznym nowym czytelnikom. Oprócz anonsowania nowych wpisów na blogu staram się również w ten sposób zachęcić do zaglądania do starszych przepisów poprzez quasi-regularny przedweekendowy cykl „Archiwum Tarasco Bar przedstawia”.

Często żałuję, że relatywnie późno przekonałem się do pomysłu ilustrowania przepisów zdjęciami drinków. Staram się nadrabiać tę zaległość, uzupełniając ilustracjami również stare wpisy. Ponieważ fotograf ze mnie raczej przeciętny i nie każde zrobione przeze mnie zdjęcie drinka kwalifikuje się do publikacji, wspieram się w tym zakresie dostępnymi na licencji Creative Commons zdjęciami innych autorów. Mam jednak nadzieję, że w miarę rozwoju umiejętności zarówno miksologicznych, jak i dekoracyjnych czy wreszcie fotograficznych ta konieczność zniknie (czytaj: zrobione fotki da się publikować bez palenia się ze wstydu).  Proszę trzymać za mnie kciuki.

Istotną inspiracją do założenia własnego bloga było pojawienie się w kwietniu 2006 Mixology Monday – wirtualnego cocktail party organizowanego przez autorów licznych anglojęzycznych blogów o tematyce miksologicznej. Od samego początku śledziłem to cykliczne wydarzenie z fascynacją, możecie więc Państwo zrozumieć, jak wiele radości dało mi bezpośrednie uczestnictwo w MxMo – i to, jak dotąd, dwukrotnie.

Czytając po latach pierwsze wpisy wyraźnie widzę w nich pewną frustrację. Proszę mnie jednak zrozumieć. Z jednej strony mamy bogatą historię cocktailu w krajach anglosaskich, na bazie której powstaje widoczny w anglojęzycznej blogosferze trend ponownego odkrywania i popularyzowania klasycznych cocktaili, jak również tworzenia nowych mieszanek w duchu i tradycji swoich pierwowzorów. Z drugiej zaś zderzamy się z polskimi realiami, w której słowo „drink” to zazwyczaj nazwa mieszanki wódki z dużą zawartością soku lub oranżady, typowym tematem na forum o napojach jest „czym zastąpić likier kawowy” (wersja zaawansowana) albo wręcz „po której wódce najmniej czuć alkohol z ust” (wersja przyziemna), trudno poprowadzić jakąkolwiek dyskusję o cocktailach, która nie będzie zawierać co najmniej jednej osoby stwierdzającej, że wszystko to furda, a najlepsze są i tak nalewki, a na słowo „rum” trzech z czterech rozmówców odpowie „Seniorita”. Z tym ostatnim zjawiskiem na szczęście pożegnaliśmy się jakiś czas temu, dalej jednak w ścisłej czołówce zapytań, po których czytelnicy do mnie trafiają, są „alternatywa dla blue curacao” czy „co można zrobić ciekawego na kacu”. Na szczęście stan ten, powoli bo powoli, ale jednak się zmienia, o czym mam nadzieję jeszcze kiedyś napisać.

To tyle wspominków. Tarasco Bar nieustająco otwarty – zapraszam na jubileuszowego drinka!

Ananasowa wiosna: Harlem Cocktail

W ramach naszej ananasowej wiosny dziś proponuję Harlem Cocktail, niegdyś jeden ze sztandarowych przepisów słynnego nowojorskiego Cotton Club.

Składniki:

  • 80 ml ginu,
  • 40 ml soku ananasowego,
  • 10-15 ml likieru Maraschino.

Składniki wstrząsamy w shakerze i przelewamy do schłodzonego kieliszka cocktailowego. Przyozdabiamy ćwiartką ananasa i opcjonalnie wisienką cocktailową.

Interesującym wariantem tego cocktailu jest opcja zrobienia z niego shortdrinka, przypominającego swoim charakterem opisywany wcześniej Old Fashioned. W tym celu ugniatamy najpierw kilka kawałków świeżego ananasa w kubku barmańskim, po czym dodajemy powyższe składniki, kruszony lód, wstrząsamy i przelewamy do niskiej szklaneczki wypełnionej kilkoma kostkami lodu.

Ananasowa wiosna: Havana Cocktail

Kontynuując temat ananasowej wiosny, zapraszam dziś Państwa na Havana Cocktail.

Składniki

  • 40 ml rumu,
  • 80 ml soku ananasowego,
  • 5-10 ml soku cytrynowego.

Wstrząsamy w shakerze i przelewamy do kieliszka cocktailowego, który (tradycyjnie w tym cyklu) przyozdabiamy ćwiartką ananasa.

Wszystkim czytelnikom życzę smacznego jajka i mokrego dyngusa. Albo odwrotnie.

Ananasowa wiosna: Pink Pussycat

Skończyły się marcowe Martini, chciałbym zatem zaprosić Państwa na kolejny mini-cykl. Ostatni Mixology Monday rozbudził mój apetyt na cocktaile z udziałem ananasów, które są jednym z moich ulubionych owoców. Niech zatem kwiecień upłynie nam pod znakiem Ananasowej Wiosny.

Rozpocznijmy lekkim owocowym longdrinkiem o dość frywolnej nazwie Pink Pussycat:

  • 50 ml ginu,
  • Sok ananasowy,
  • Łyżka grenadyny.

Wlewamy gin do szklanki typu highball wypełnionej kostkami lodu, dopełniamy sokiem, dodajemy grenadynę i energicznie mieszamy. Drink podajemy ozdobiony ćwiartką ananasa.

Przyciśnięci koniecznością możemy zastąpić w przepisie gin wódką, aczkolwiek cocktail straci nieco na tej zamianie – wódka nie będzie w stanie równie dobrze jak aromatyczny gin skontrować dominującej słodyczy soku ananasowego. Polecam też spróbować wariantów z innym syropem, szczególnie jeśli szukamy nieco bardziej wytrawnej nuty. Interesującą odmianą, którą znalazłem w jednym ze zbiorów przepisów, było dodanie w miejsce grenadyny likieru malinowego Chambord. Zachęcam do eksperymentów.

Dzisiejszy wpis jest jednocześnie obiecaną nagrodą w niesławnej pamięci promocyjnym konkursie, który postanowiłem zorganizować jakiś czas temu na kilku sieciach społecznościowych. Niezbyt udana imitacja akcji rozdawania iPadów spotkała się z katastrofalnym brakiem zainteresowania – z jednym drobnym wyjątkiem. Wyjątek postanowił jednak scedować nagrodę na swoją małżonkę, zatem powyższy cocktail dedykuję Kejti – patrząc na jego nazwę, całkiem trafna kombinacja. Smacznego!

MMM: French Rose

Jakkolwiek dzisiejszy cocktail nie ma w nazwie „Martini”, to moim nieskromnym zdaniem ze względu na skład zasługuje na udział w MMM nie mniej niż ubiegłotygodniowe Appletini. Został opisany w Savoy Cocktail Book, zaś jego autorstwo przypisuje się Sidneyowi Knightowi, barmanowi londyńskiego Cecil Hotel na początku XX wieku. Zapraszam na French Rose Cocktail.

Składniki:

  • 60 ml ginu,
  • 20 ml wytrawnego wermutu,
  • 20 ml wiśniówki.

Składniki wstrząsamy w shakerze i przelewamy do schłodzonego kieliszka cocktailowego. Ozdobą może być lemon twist lub wisienka cocktailowa.