Category Archives: Przepisy

Highball

Uważni czytelnicy tego bloga zauważyli zapewne, że nie jestem wielkim fanem typowego polskiego „drinka”, czyli cocktailu określanego fachowo jako „highball”: alkohol w wysokiej szklance, zalany większą ilością lemoniady lub soku. Pamiętając jednak, że pierwszym przepisem opublikowanym w Tarasco Bar było Cuba Libre, który jest właśnie klasycznym highballem opartym o rum i colę z dodatkiem limonek, wróćmy na chwilę do tej prozaicznej kombinacji.

Jako zdeklarowany i wielokrotnie rozpoznany snob nie przepadam za highballami ze względu na ich brak wyrafinowania – cóż prymitywniejszego niż porcja alkoholu rozrobiona w szklance napoju. Cocktaile tego typu mają jednak swoje miejsce w historii miksologii, warto więc wiedzieć o nich to i owo. Geneza nazwy nie jest zbyt jasna, najbardziej prawdopodobna hipoteza sugeruje rozwinięcie „ball” jako synonimu „porcja whisky/alkoholu” przez kombinację z „high” dla zaznaczenia, że mieszanka podawana jest w wysokiej szklance. Do rodziny tej zaliczają się takie klasyki jak opisywany wcześniej Screwdriver, Scotch & Soda czy Cuba Libre, ale również (świadomie) pomijany dotąd przeze mnie Gin & Tonic, czyli mieszanka wywodząca się oryginalnie ze zwyczaju mieszania roztworu chininy z porcją ginu w celu uprzyjemnienia przyjmowania tego paskudnego lekarstwa na malarię.

Dzisiejszy przepis chciałbym poświęcić cocktailowi, który w ojczyźnie cocktailu był często synonimem określenia „highball”, czyli Bourbon Highball.

Składniki:

  • 60 ml (dwie uncje) bourbon whiskey,
  • ginger ale.

Whisky (oryginalnie bourbon, ale znakomicie komponuje się również kanadyjska rye whiskey albo whiskey irlandzka) wlewamy do wysokiej szklanki typu highball wypełnionej kostkami lodu. Dopełniamy ginger ale i przyozdabiamy paskiem skórki cytrynowej (lemon twist).

Highball

Jak James Bond: Scotch & Soda

Nie mogłem ostatnio nie zetknąć się z małym dramatem, jaki wywołała informacja, że James Bond w najnowszym filmie będzie pił piwo Heineken. Jako fan całej serii (zarówno filmów, jak i książek) muszę wyznać, że nie do końca rozumiem związany z tym skandal. Nie jest to ani pierwsza okazja, przy której słynny agent 007 będzie pił piwo – wszak raczył się właśnie Heinekenem w powieści Goldfinger.

Wypada też pamiętać, że słynny bondowski cocktail, czyli Vodka Martini (shaken, not stirred, if you give a damn), jest również efektem product placementu – jego pojawienie się w filmach wiązało się w znacznej mierze z kampanią reklamową wódki Smirnoff, która (dość skutecznie) próbowała w początku lat 60 znaleźć swoje miejsce na amerykańskim rynku.

Vodka martini, choć najsilniej utrwalone w świadomości odbiorców, nie jest w żadnym razie najpopularniejszym drinkiem Bonda. Nieistniejąca już strona Make Mine a 007 (na szczęście jej kopia zachowała się w Internet Archive) jednoznacznie pokazuje, że najpopularniejszym napojem agenta 007 jest… szampan! Vodka Martini zajmuje drugą pozycję w przypadku filmów, a dopiero piątą w powieściach, gdzie króluje bourbon, sake (dzięki You Only Live Twice), szampan i szkocka z wodą sodową.

Aby poczuć się jak tajny agent MI6 do zadań specjalnych, zmieszajmy sobie dzisiaj ten ostatni drink. Wpiszemy się tym samym w wielowiekową tradycję, w ramach której był to jeden z popularniejszych sposobów podawania whisky na obszarze imperium brytyjskiego.

Składniki:

  • 100 ml whisky (tradycyjnie szkockiej, ale irlandzka lub kanadyjska też się nieźle sprawdza),
  • 100 ml wody sodowej.

Scotch & Soda

Whisky wlewamy do szklaneczki Old Fashioned  wypełnionej kostkami lodu. Dolewamy wodę sodową. Całość przyozdabiamy paskiem skórki cytrynowej. Służbie zlecamy wyprzęgnięcie wielbłądów i zwiększenie wydajności wachlowania.

Bee’s Knees

Dzisiaj chciałbym zaprosić Państwa na jeden z klasyków okresu prohibicji o oryginalnej nazwie Bee’s Knees. Określenie „bee’s knees” pochodzi ze slangu lat 20 XX wieku i oznaczało mniej-więcej tyle co „znakomity” lub „doskonały” (dyskusji na temat jego pochodzenia jest mnóstwo, najpopularniejsza teoria sugeruje genezę jako fonetyczne zapisanie skrótu „B’s and E’s”, rozwijającego się jako „be all and end all” i mającego zgrubnie takie samo znaczenie, jak jego slangowy odpowiednik).

Sam cocktail ma dosyć typową formułę sour:

  • A: 80 ml ginu,
  • S: 30 ml płynnego miodu lub 40 ml syropu miodowego,
  • K:  30 ml soku cytrynowego.

Jeśli dysponujemy bardzo płynnym, lejącym się miodem, możemy użyć go bezpośrednio, ryzykujemy jednak wtedy, że pod wpływem lodu w shakerze zbytnio zgęstnieje i nie rozprowadzi się dobrze. Dlatego lepiej jednak użyć syropu miodowego, czyli miodu rozmieszanego z odrobiną gorącej wody, najlepiej w proporcji 1-2 części miodu do 1 części wody. Gdy mamy gotowe wszystkie składniki, to samo przygotowanie jest dosyć rutynowe – wstrząsamy w shakerze i przelewamy do schłodzonego kieliszka cocktailowego.

Bee's Knees

Oryginalny przepis z czasów prohibicji łączył miód z sokiem i ginem w równych proporcjach, przez co smak miodu i cytryny silnie dominował, co zapewne było właśnie celem twórców tego cocktailu, chcących w ten sposób zamaskować podły smak pędzonego pokątnie ginu. Sam podchodziłem do współczesnej wersji tego przepisu nieco nieufnie, nie byłem bowiem dotąd wielkim fanem Gin Sour, preferując raczej jego odmianę rumową, czyli Daiquiri. Po spróbowaniu muszę jednak przyznać, że kombinacja ta ma dosyć interesujący charakter, jako że aromat miodu korzystnie łączy się z intensywnym jałowcowym smakiem ginu.

Knickerbocker Special

Wracając ostatnio ze służbowej podróży przywiozłem sobie ze sklepu wolnocłowego butelkę ciemnego rumu Captain Morgan, co skłoniło mnie do szybkiego poszukiwania ciekawego cocktailu, który mógłby z niego powstać. Narzucającą się propozycją było oczywiście Cuba Libre, ale o tym longdrinku pisałem już dwukrotnie. Większość cocktaili na rumie opiera się raczej na odmianie białej lub złotej i niezbyt dobrze komponowałaby się z intensywnym smakiem i aromatem wersji ciemnej.

Ratunek znalazłem w cytowanym tu już wielokrotnie Savoy Cocktail Book Harry’ego Craddocka. Zapraszam zatem na Knickerbocker Special Cocktail (nie mylić z Knickerbocker Cocktail, który jest opartym na ginie wariantem Perfect Martini):

  • 70-90 ml ciemnego rumu (przepis mówi o „Santa Cruz Rum”, czyli odmianie dojrzewanej – zamiast ciemnego możemy tutaj użyć również dobrego złotego rumu),
  • 10-15 ml syropu malinowego,
  • 15 ml soku z cytryny lub limonki,
  • 5 ml likieru pomarańczowego (curaçao lub triple sec)
  • (opcjonalnie) 15 ml soku pomarańczowego.

Składniki wlewamy do shakera wypełnionego kruszonym lodem i wstrząsamy. Przelewamy do schłodzonego kieliszka cocktailowego lub alternatywnie do szklaneczki Old Fashioned wypełnionej kostkami lodu. Przyozdobić możemy plasterkiem pomarańczy lub cytryny, ćwiartką limonki lub ćwiartką plastra ananasa.

Knickerbocker Special Cocktail

Jakkolwiek starszy od nich o co najmniej kilkadziesiąt lat (pierwsze wzmianki o tym cocktailu pochodzą z 1862, a nazwę wziął od określenia „Knickerbocker”, którego używało się na quasi-arystokratyczne zamożne rody nowojorskie wywodzące się z protestanckiej holenderskiej emigracji), w swoim charakterze bardzo przypomina drinki Tiki, jak np. opisywany wcześniej Mai Tai. Ważne jest tutaj zastosowanie aromatycznego, ciemnego lub złotego rumu, dzięki czemu owocowy i słodki charakter, nadawany przez syrop malinowy i cytrusy nie zdominuje finalnego cocktailu.

Komfortowo

Cocktail, na który chciałem dziś Państwa zaprosić, swój oryginalny charakter zawdzięcza w znacznej części użyciu ciekawego składnika: likieru Southern Comfort. Alkohol ten, o smaku i aromacie będącym kombinacją whisky, miodu, pomarańczy, cytryny, wiśni, cynamonu, wanilii i goździków, powstał pierwotnie jako cocktail w jednym z barów Nowego Orleanu, by następnie, już jako gotowy butelkowany produkt, przewędrować do Tennessee. Obecnie produkowany jest przez firmę Brown-Forman, producenta m. in. whiskey Jack Daniel’s i wódki Finlandia.

Jednym z moich ulubionych zastosowań tego likieru jest urozmaicenie smaku prostego Screwdrivera. Po dodaniu niewielkiej ilości (ok. 15-20 ml) Southern Comfort cocktail ten zwyczajowo zmienia nazwę na Comfortable Screw (czyli „komfortowe bzykanie”).

Moja dzisiejsza propozycja to cocktail nazwany Comforting Tiger. Składniki:

  • 80 ml brandy,
  • 40 ml Southern Comfort,
  • 10 ml słodkiego wermutu.

Składniki wstrząsamy w shakerze wypełnionym kruszonym lodem i przelewamy do schłodzonego kieliszka cocktailowego. Aczkolwiek oryginalnie przepis sugerował pasek skórki cytrynowej, to w mojej praktyce skórka pomarańczowa (orange twist) komponuje się lepiej z owocowo-korzennym aromatem cocktailu.