Tag Archives: Summertime

MxMo: Gimletinha

[For the foreign visitors: English version is available below.]

Dziś wpis inny niż dotychczasowe. Chciałbym zaprosić Państwa na Mixology Monday, wirtualne cocktail party odbywające się co miesiąc na anglojęzycznych blogach poświęconych drinkom i sztuce barmańskiej. To pierwsza taka okazja tutaj, chociaż wydarzenie to ma już za sobą 50 wydań w ciągu ponad czterech lat. Każde ze spotkań ma określony motyw przewodni – tematem 51. odcinka są limonki, a gospodarzem Pegu Blog.

Pomysł na dzisiejszego drinka przyszedł mi kilka dni temu podczas opisywania Caipirinii. Muszę Państwu wyznać, że o ile lubię samą kompozycję, to nie jestem wielkim fanem cachasy. Szukając innego alkoholu jako bazy przypomniałem sobie, że przecież świetną kombinacją ze smakiem limonek był gin (opisywany wcześniej Gimlet). Nie zwlekając przystąpiłem do eksperymentu, którego wynik mogą Państwo zobaczyć na zdjęciu poniżej. Z braku lepszego pomysłu nazwałem go Gimletinha.

Przepis jest praktycznie identyczny z Caipirinią, aczkolwiek tym razem w wersji short: pół limonki kroimy w ćwiartki i ugniatamy z dwiema łyżeczkami cukru w niskiej szklaneczce. Wypełniamy po brzegi kruszonym lodem i wlewamy 40 ml ginu.

Eksperyment udał się nadzwyczaj dobrze, choć możliwe jest dalsze ulepszanie drinka. Kombinacja ze świeżymi limonkami wymaga ginu bogatego w aromat jałowca, w przeciwnym razie olejki eteryczne ze skórek i silny smak soku nazbyt dominują. Planuję powtórkę tego przepisu, gdy tylko wpadnie mi w ręce butelka ginu Tanqueray. Możliwą alternatywą byłoby również zastosowanie innych owoców (brazylijska wersja takiego napoju, czyli cachaca plus owoce plus cukier, nosi tradycyjnie nazwę Batida).

Ale to następnym razem. Tymczasem zachęcam Państwa do śledzenia Mixology Monday oraz, oczywiście, do własnych eksperymentów barowych.



As this is my first MxMo outing, short introduction: my name is Artur, and Tarasco Bar is a place where I try to share my enthusiasm for a quality cocktail with my native Polish audience. It’s going on since early 2007, and I’m striving to improve my posting discipline to avoid long hiatuses that unfortunately plagued the blog in the past.

The idea for today’s drink came to me couple of days ago while writing an entry on Caipirinha. I have to admit that while I like the concoction, I’m not too big on cachaca. Looking for a replacement base alcohol, I recalled the great companion gin made for the lime juice in Gimlet. I went immediately ahead with the experiment – you can see the results on the photo below. Lacking any better name ideas, I called it Gimletinha.

The recipe is otherwise identical to Caipirinha, although this time I made it shorter: half a lime muddled with two teaspoons of sugar in a short glass, filled with crushed ice and topped with 40 ml of gin.

The experiment went suprisingly well, although further improvements are naturally possible. Fresh limes call for juniper-heavy gin, that’s for sure – otherwise the essential oils from the peel and strong taste of the juice tend to dominate it. I plan to try the recipe again next time I lay my hands on a bottle of Tanqueray. Another alternative would be to try different fruit, creating a gin-based Batida.

But that’s for another time. For now, just a toast to all other Mixology Monday participants. Na zdrowie!

Summertime: Caipirinha

Co prawda patrząc w prognozę pogody powinienem opatrzyć wpisy z serii Summertime podtytułem A mnie jest szkoda lata, niemniej ciągle jeszcze słoneczko potrafi ogrzać dzień na tyle, że z przyjemnością zrobimy sobie letniego drinka. Dziś jeden z klasyków takich cocktaili — Caipirinha, czyli „wieśniareczka” (caipirinha jest zdrobnieniem od portugalskiego słowa caipira, oznaczającego słabo wykształconego mieszkańca terenów rolniczych i używanego zarówno w wersji nieco obelżywej do określania innych osób, jak i humorystycznie do opisywania samego siebie).

Przygotowanie tego cocktailu jest nieco bardziej pracochłonne niż zazwyczaj. Do wysokiej szklanki typu highball wrzucamy limonkę rozkrojoną w ósemki oraz łyżkę stołową cukru (idealnie będzie to ciemny cukier trzcinowy, ale może też być zwykły biały cukier krystaliczny). Oba te składniki rozgniatamy tłuczkiem lub drewnianą łyżką, aby limonka puściła odpowiednio dużo soku, po czym wypełniamy szklankę po brzegi kruszonym lodem i zalewamy około 60ml (lub do pełna) brazylijskiego alkoholu pod nazwą cachaca. Ze względu na pozostające w szklance kawałki owocu przydaje się oprócz słomki również długa łyżeczka lub inne mieszadełko.

Caipirinha

Zwracam szczególną uwagę na zastosowanie kruszonego lodu – jest to jeden z tych cocktaili, w których jego użycie jest niemal nieodzowne, albowiem oprócz chłodzenia pozwala on tutaj również rozcieńczyć nieco ostrą (zarówno ze względu na alkohol, jak i sok z limonki) mieszaninę.

Co zrobić, jeśli cachaca w naszym barku nie występuje? Nie popadamy w zwątpienie – jak zwykle istnieją też warianty tego cocktailu używające innego alkoholu jako bazy. Wersja z wódką tradycyjnie nazywa się Caipiroska/Caipiroshka, wersja z rumem – Caipirissima. Wersja z tequilą niestety nie doczekała się swojej dedykowanej nazwy i najczęściej nosi miano Caipirinha de Tequila.

Saude!

Summertime: Dyskretna nutka mięty

Dziś zapraszam Państwa na drinka, pod znakiem którego upłynęła większa część tegorocznego lata — a to wszystko dzięki ogrodniczym talentom, które wyhodowały kilka krzaczków mięty w przydomowym ogródku. Znakomity aperitif do letnich przyjęć w ogrodzie, czyli odświeżające Mojito.

W kompozycji cocktail ten bardzo przypomina opisywanego niedawno Collinsa na bazie rumu. Zaczynamy jednak od ziołowego dodatku — kilka listków mięty rozgniatamy drewnianym tłuczkiem, dodajemy łyżkę stołową cukru, do tego wszystkiego dodajemy następnie 30 ml soku z limonek (najlepiej świeżego) lub w ostateczności cytryn, 60 ml białego rumu, lód i uzupełniamy wodą sodową. Możemy również wrzucić do szklanki kilka kawałków limonki. Najlepiej smakuje podczas zachodu słońca obserwowanego z hamaka.

Edycja 2010-10-03: Nowa, lepsza fotka. Ponadto retroaktywnie pozwoliłem sobie poprawić występujący wcześniej sok cytrynowy na (bardziej kanoniczny) sok z limonek.

Summertime: Bąbelki

Niektóre z letnich drinków po prostu nie wychodzą zimą. Niekiedy jest to brak odpowiednich świeżych składników, chociaż uroki globalizacji i nowoczesnej produkcji powodują, że coraz mniej jest takich produktów, których nie da się kupić o dowolnej porze roku. Dużo częściej jest to po prostu fakt, że pewne napoje wymagają odpowedniej otoczki, kluczowym elementem której jest słoneczny taras i temperatura odpowiednio odległa od punktu potrójnego wody.

Jednym z takich drinków jest standardowy odświeżacz letniego grillmastera, czyli collins. W mojej ulubionej wersji, znanej jako Rum Collins lub Ron Collins, jest to po prostu Daiquiri zrobione w ilości na pół szklanki i uzupełnione do pełna wodą sodową:

  • 40 ml rumu
  • 20 ml soku cytrynowego
  • 20 ml syropu cukrowego
  • woda sodowa

Rum, sok i syrop wlewamy do wysokiej szklanki (klasycznie jest to szklanka typu collins, podobna do highball, lecz wyższa i węższa) wypełnionej kostkami lodu, po czym dopełniamy wodą sodową. Lekko mieszamy, słomka — i voila! Cocktail ten w smaku jest poniekąd podobny do komercyjnego „gotowca” dostępnego pod nazwą Bacardi Breezer. Użycie świeżych składników daje jednak zazwyczaj dużo korzystniejszy efekt.

Podobnie jak z wieloma innymi drinkami, tak i collins występuje w wielu wariantach zależnych od użytego alkoholu. Prekursorem ich wszystkich jest Tom Collins (z ginem), ale występują też wersje znane jako John Collins (z bourbon whiskey), Juan Collins (z tequilą) czy też wreszcie Vodka Collins albo Ivan Collins(z wódką).

Summertime: Zabić drozda

Święta, święta i po świętach… to jest, chciałem powiedzieć, blog znowu zaliczył solidną przerwę. Nie będę się próbował nawet krygować, jak jest mi z tego powodu wstyd i przykro, chociaż jest, ale cóż zrobić — obowiązki rodzinne, dom, praca, mało czasu, kruca bomba.

Że mamy znowu prawie lato, sezon grillowy w pełni (chyba że akurat leje), spróbuję zaproponować serię cocktaili i longdrinków o tematyce i smakach odpowiednich dla tej aury. Na początek cocktail nawiązujący (chociaż tylko grą słów) do znanej powieści pani Harper Lee Zabić drozda (To Kill A Mockingbird). Chodzi oczywiście o longdrinka pod dowcipną nazwą… Tequila Mockingbird.

Przepis jest nieco bardziej skomplikowany niż zwykle u mnie. Do wysokiej szklanki wypełnionej lodem wlewamy kolejno:

  • 50 ml tequili
  • 15 ml cointreau/triple sec
  • 30 ml soku żurawinowego
  • 60 ml soku pomarańczowego

Mieszamy, po czym na sam wierzch wlewamy (już nie mieszając) 15 ml blue curacao. Przyozdabiamy słomką, parasolką, plasterkiem pomarańczy i gipsowym krasnalem i idziemy sprawdzić, czy steki na grillu nie nabrały przypadkiem nazbyt czarnego odcienia.