Muszę wyznać, że do przepisu otwierającego tegoroczną serię Summertime (miejmy nadzieję, że bardziej udaną niż zeszłoroczna) podchodziłem bardzo długo jak pies do jeża. Jego popularność powoduje, że najczęściej jest dewastowany na różne wymyślne sposoby – a to przez przygotowanie w proporcjach nielicujących ze statusem gentlemana (w rodzaju naparstka alkoholu zalanego wiadrem miksera), a to przez brak lodu lub marne składniki. Ponieważ jednak ostatnio nabrałem smaku na rozmaite gorzkie mikstury, najczęściej na bazie włoskich napojów typu amaro/bitter, postanowiłem przełamać to wieloletnie uprzedzenie. Zapraszam zatem dziś na Gin & Tonic.
Składniki:
- 60 ml ginu,
- 120 ml toniku,
- Kilka ćwiartek cytryn lub (lepiej) limonek,
- Kilka kropel Angostura bitters (opcjonalnie, ale bardzo zalecane).
Wypełniamy wysoką szklankę kostkami lodu i kawałkami cytrusa, wlewamy gin i bitters, po czym dopełniamy tonikiem, mieszamy i spożywamy. Ze względu na gorzki smak drink świetnie sprawdza się w roli letniego aperitifu (podobnie jak opisywany wcześniej Americano).
Cocktail ten oryginalnie powstał jako mikstura quasimedyczna – aby uprzyjemnić konieczność zażywania chininy w celu przeciwdziałania skutkom malarii, brytyjscy koloniści na Dalekim Wschodzie zaczęli mieszać ją z ginem i wodą sodową i lodem jako napój chłodzący. Współcześnie rolę roztworu chininy spełnia tonik – w mojej opinii ze szkodą dla napoju, który robi się przez to zdecydowanie zbyt słodki. Dodatek bitters pozwala skontrować słodycz, aczkolwiek ze względu na silny aromat Angostury warto wybrać bardziej aromatyczny i wyrazisty gin – w moim przypadku świetnie sprawdzał się Tanqueray. A, i bardzo ważne – dodatek cytrusów nie jest opcjonalny, drink bardzo traci na ich braku.