Aczkolwiek pisałem wcześniej o klasycznym Martini, Sweet Martini i Vesper, to jest wciąż kilka odmian tego cocktailu, które warte są wzmianki. Dlatego chciałbym Państwa zaprosić dziś na pierwszy odcinek serii MMM: Marzec miesiącem Martini.
Dzisiejszy cocktail znany jest jako Smoky Martini. Przyjrzyjmy się jego składnikom:
- 90 ml ginu,
- 10-20 ml szkockiej whisky,
- (opcjonalnie) kilka kropel orange bitters.
Składniki wlewamy do kubka barmańskiego wypełnionego lodem i mieszamy, po czym przelewamy do schłodzonego kieliszka cocktailowego, a na koniec uzupełniamy oliwką lub paskiem skórki cytrynowej.
Mała porada na marginesie: aczkolwiek do wykrawania skórki najlepiej jest wyposażyć się w specjalny zester, to istnieje prosty trick pozwalający przygotować pasek skórki z użyciem zwykłych narzędzi kuchennych. W tym celu przekrawamy owoc w poprzek, po czym cienkim nożem nakrawamy skórkę dookoła tuż pod powierzchnią (wzdłuż białej masy), a następnie odkrawamy plasterek. Miąższ wypada, a w ręku zostaje nam elegancki i równy pasek. Szczegóły możemy obejrzeć na video poniżej.
Co do cocktailu, to jest to z wielu względów mieszanka interesująca i nietypowa. Po pierwsze, w typowych drinkach rzadko łączy się różne główne alkohole, szczególnie tak wyraziste jak gin i whisky. Tutaj jednak niewielki dodatek szkockiej pełni rolę normalnie zarezerwowaną w Martini dla wermutu, dając jednak całkiem odmienny i ciekawy efekt smakowy. Zachęcam do spróbowania.
Po drugie, jest to jeden z niewielu przypadków, gdy do cocktailu można, albo wręcz warto, użyć którejś z wyrazistych szkockich whisky single malt. Charakterystyczny torfowy aromat Laphroaig czy Lagavulin, nie do zastosowania na przykład w Manhattanie, tutaj sprawdzi się świetnie, o ile użyty oszczędnie i skontrowany równie wyrazistym ginem.