Tag Archives: longdrink

Highball

Uważni czytelnicy tego bloga zauważyli zapewne, że nie jestem wielkim fanem typowego polskiego „drinka”, czyli cocktailu określanego fachowo jako „highball”: alkohol w wysokiej szklance, zalany większą ilością lemoniady lub soku. Pamiętając jednak, że pierwszym przepisem opublikowanym w Tarasco Bar było Cuba Libre, który jest właśnie klasycznym highballem opartym o rum i colę z dodatkiem limonek, wróćmy na chwilę do tej prozaicznej kombinacji.

Jako zdeklarowany i wielokrotnie rozpoznany snob nie przepadam za highballami ze względu na ich brak wyrafinowania – cóż prymitywniejszego niż porcja alkoholu rozrobiona w szklance napoju. Cocktaile tego typu mają jednak swoje miejsce w historii miksologii, warto więc wiedzieć o nich to i owo. Geneza nazwy nie jest zbyt jasna, najbardziej prawdopodobna hipoteza sugeruje rozwinięcie „ball” jako synonimu „porcja whisky/alkoholu” przez kombinację z „high” dla zaznaczenia, że mieszanka podawana jest w wysokiej szklance. Do rodziny tej zaliczają się takie klasyki jak opisywany wcześniej Screwdriver, Scotch & Soda czy Cuba Libre, ale również (świadomie) pomijany dotąd przeze mnie Gin & Tonic, czyli mieszanka wywodząca się oryginalnie ze zwyczaju mieszania roztworu chininy z porcją ginu w celu uprzyjemnienia przyjmowania tego paskudnego lekarstwa na malarię.

Dzisiejszy przepis chciałbym poświęcić cocktailowi, który w ojczyźnie cocktailu był często synonimem określenia „highball”, czyli Bourbon Highball.

Składniki:

  • 60 ml (dwie uncje) bourbon whiskey,
  • ginger ale.

Whisky (oryginalnie bourbon, ale znakomicie komponuje się również kanadyjska rye whiskey albo whiskey irlandzka) wlewamy do wysokiej szklanki typu highball wypełnionej kostkami lodu. Dopełniamy ginger ale i przyozdabiamy paskiem skórki cytrynowej (lemon twist).

Highball

Ananasowa wiosna: Tropicana

Kwiecień plecień, więc dzisiaj mimo słońca trochę jeszcze ciągnie po nogach. Dla rozgrzewki zmieszajmy dziś coś owocowego w ramach naszej ananasowej wiosny. Zapraszam na Tropicana Cocktail.

Składniki:

  • 50 ml rumu,
  • 150 ml soku ananasowego,
  • 50 ml soku grejpfrutowego,
  • Łyżka grenadyny.

Do wysokiej szklanki typu highball wrzucamy kostki lodu, wlewamy rum i soki i mieszamy, po czym na wierzch wlewamy grenadynę, a całość przyozdabiamy ćwiartką plastra ananasa.


Jak łatwo zauważyć z proporcji, jest to dla odmiany raczej lekki longdrink, z wyglądu podobny do opisywanej niegdyś Tequila Sunrise. Dodatek soku grejpfrutowego pozwala zrównoważyć nieco ananasową słodycz, polecam też użyć tutaj dosyć aromatycznego rumu – znakomite efekty uzyskałem z wykorzystaniem mojego ulubionego złotego Appleton Estate.

Ananasowa wiosna: Pink Pussycat

Skończyły się marcowe Martini, chciałbym zatem zaprosić Państwa na kolejny mini-cykl. Ostatni Mixology Monday rozbudził mój apetyt na cocktaile z udziałem ananasów, które są jednym z moich ulubionych owoców. Niech zatem kwiecień upłynie nam pod znakiem Ananasowej Wiosny.

Rozpocznijmy lekkim owocowym longdrinkiem o dość frywolnej nazwie Pink Pussycat:

  • 50 ml ginu,
  • Sok ananasowy,
  • Łyżka grenadyny.

Wlewamy gin do szklanki typu highball wypełnionej kostkami lodu, dopełniamy sokiem, dodajemy grenadynę i energicznie mieszamy. Drink podajemy ozdobiony ćwiartką ananasa.

Przyciśnięci koniecznością możemy zastąpić w przepisie gin wódką, aczkolwiek cocktail straci nieco na tej zamianie – wódka nie będzie w stanie równie dobrze jak aromatyczny gin skontrować dominującej słodyczy soku ananasowego. Polecam też spróbować wariantów z innym syropem, szczególnie jeśli szukamy nieco bardziej wytrawnej nuty. Interesującą odmianą, którą znalazłem w jednym ze zbiorów przepisów, było dodanie w miejsce grenadyny likieru malinowego Chambord. Zachęcam do eksperymentów.

Dzisiejszy wpis jest jednocześnie obiecaną nagrodą w niesławnej pamięci promocyjnym konkursie, który postanowiłem zorganizować jakiś czas temu na kilku sieciach społecznościowych. Niezbyt udana imitacja akcji rozdawania iPadów spotkała się z katastrofalnym brakiem zainteresowania – z jednym drobnym wyjątkiem. Wyjątek postanowił jednak scedować nagrodę na swoją małżonkę, zatem powyższy cocktail dedykuję Kejti – patrząc na jego nazwę, całkiem trafna kombinacja. Smacznego!

MxMo: Blue & Red Hawaiian

[For all your creature comforts – English version below]

Zapraszam dziś Państwa ponownie na internetowe cocktail party znane jako Mixology Monday. Gospodarzem sześćdziesiątej czwartej edycji jest Pegu Blog, a tematem, wbrew atakującej zimnem porze roku, są drinki i kultura Tiki, o której pisałem Państwu przy okazji wpisów o Mai Tai i Zombie.

Dzisiejszy epizod zacząłem od klasycznego cocktailu tiki zwanego Blue Hawaiian (który, jak widać na zdjęciu, wyszedł mi nieco zielono). W jego skład wchodzą:

  • 60 ml białego rumu (w moim przypadku mój ulubiony Appleton White),
  • 60 ml mleczka lub (lepiej) tzw. śmietanki kokosowej (cream of coconut),
  • 120 ml soku ananasowego,
  • 60 ml blue curaçao.

Składniki wstrząsamy w shakerze i przelewamy do szklanki highball lub hurricane wypełnionej kruszonym lodem. Alternatywnie, co bardzo polecam, możemy też zmiksować cocktail z lodem w blenderze. Szklankę przyozdabiamy ćwiartką plastra ananasa i wisienką cocktailową.

W ramach eksperymentów postanowiłem spróbować, jak w powyższym przepisie sprawdzi się dodatek likierem z czerwonych pomarańczy, który świetnie funkcjonował w Margaricie. Efektem tej próby był cocktail, który roboczo ochrzciłem Red Hawaiian. Składniki:

  • 60 ml Appleton White,
  • 60 ml cream of coconut,
  • 120 soku ananasowego,
  • 60 ml likieru Bols z czerwonych pomarańczy.

Po zmiksowaniu z lodem gotowy cocktail przelałem do dużego kieliszka do czerwonego wina, który w moich skromnych warunkach domowych spełnia często rolę szkła do cocktaili owocowych.

Eksperyment uznaję za bardzo udany – likier z czerwonych pomarańczy, dzięki obecności w smaku nieco cierpkiej nuty, interesująco zrównoważył dominującą słodycz oryginalnego drinka.

Aczkolwiek bardzo zalecam w powyższych przepisach używanie rumu i śmietanki kokosowej, to można w ich miejsce (z minimalną stratą na smaku) zastosować 120 ml bardzo popularnego w naszym kraju rumu kokosowego Malibu.

Welcome back at my second Mixology Monday entry and many thanks again to Pegu Blog for hosting. I have to admit that Tiki theme was a very welcome relief for a freezing winter we recently had outside. Fortunately for me my Polish readers were already introduced to Tiki drinks in my past entries on Mai Tai and Zombie.

Today’s episode started with classic Blue Hawaiian (which, as you see, came out a bit greenish):

  • 60 ml (2 oz) Appleton White light rum,
  • 60 ml (2 oz) cream of coconut,
  • 120 ml (4 oz) pineapple juice,
  • 60 ml (2 oz) Bols Blue Curacao.

Shake or blend with ice and pour to highball or hurricane glass, garnished with pineapple wedge and cocktail cherry.

Being in the experimental mood, I decided to try changing the cocktail with addition of some Bols Red Orange Liqueur, which I rediscovered in my cabinet recently and which worked perfectly before in Blood Orange Margarita. I provisionally named the concoction Red Hawaiian:

  • 60 ml (2 oz) light rum,
  • 60 ml (2 oz) cream of coconut,
  • 120 ml (4 oz) pineapple juice,
  • 60 ml (2 oz) Bols Blood Orange Liqueur.

I blended the ingredients with ice and poured into a large wine glass, which, for want a hurricane glasses, sometimes acts here as a container for fruity cocktails.

I have to admit I liked the results of this experiment very much – slightly tarty taste of blood orange liqueur nicely balanced otherwise quite sweet original drink.

Although I strongly suggest using quality rum and cream of coconut in both recipes, they can be replaced (with some loss in quality) by 120 ml (4 oz) of Malibu coconut rum that is quite popular in Poland.

Improwizacje

Częstym problemem, z którym stykam się jako barman-amator, jest przygotowywanie drinków na gościnnych występach, z dala od własnego barku, w którym mam składniki niezbędne do swoich ulubionych przepisów. Czasem nie jest tak źle, gdy problem sprowadza się do braku jednego bardziej egzotycznego miksera lub buteleczki bitters, bywa jednak i tak, że stajemy w obliczu barku wyposażonego jedynie w butelkę wódki i napój gazowany o smaku truskawkowym. Z tak ekstremalnym przypadkiem nie stykam się na szczęście aż tak często (bo też i co można w takiej sytuacji zrobić poza udaniem się na zakupy), ale i pośrednie fazy problemu potrafią czasem przysporzyć nieco kłopotu, osobliwie gdy publiczność, zachęcona smakowitymi opisami z tego bloga, głośno domaga się, by coś zmieszać.

Podstawowa rada w takiej sytuacji brzmi: grunt to elastyczność, umiejętność improwizacji i odrobina praktyki. Co bardzo polecam w sytuacjach imprezowych, to taktyczne przygotowanie na dzień dobry dzbanka lub kilku jakiegoś prostego longdrinka (w rodzaju Screwdrivera, Cuba Libre czy Electric Lemonade), co zaspokoi pierwsze pragnienie i pozwoli skupić się na planowaniu dalszych posunięć. Przydaje się też odrobina praktyki i znajomość wariantów rozmaitych cocktaili – przykładowo większość cocktaili z ginem ma również odpowiedniki bazowane na wódce, podobna prawidłowość zachodzi między whisky, brandy i złotym lub ciemnym rumem, aczkolwiek tego typu substytuty wymagają pewnego wyczucia. Przydają się również dostępne na popularne smartfony aplikacje w rodzaju Mixology czy Cocktail Flow, pozwalające na zdefiniowanie alkoholi i mikserów dostępnych w barku i ograniczenie listy przepisów do takich, które da się przygotować z dostępnych składników. Na koniec wreszcie nie możemy zapomnieć, że większość cocktaili można łatwo zepsuć próbując oszczędzać na lodzie, a wiemy już skądinąd, że cocktail ma być zimny!

Gdy wreszcie poczujemy się już wystarczająco pewnie, możemy popuścić wodze fantazji i spróbować z dostępnych składników zmieszać coś całkiem oryginalnego. Ryzyko sprokurowania drinka całkowicie niepijanego w przypadku typowych zamówień imprezowych (którymi, nie oszukujmy się, będą raczej rozmaite longdrinki na bazie soków i napojów gazowanych) jest raczej niewielkie, o ile oczywiście zachowamy minimum smaku i zdrowego rozsądku, który powstrzyma nas od przygotowania wariantu Bloody Mary na bazie likieru kawowego. Poniżej przykładowy przepis, który w ten sposób powstał tydzień temu podczas jednej z imprez w Warszawie, gdzie gościłem przejazdem – na cześć gospodyni nazwałbym go Kaja’s Punch ze względu na bliskie pokrewieństwo z opisywanym wcześniej Planter’s Punch.

Składniki:

  • 50 ml złotego lub ciemnego rumu (w tym konkretnym przypadku był to dosyć oryginalny wariant, a mianowicie hiszpański Ron Miel, czyli rum miodowy, co miało pewne konsekwencje, o których poniżej),
  • 50 ml soku pomarańczowego,
  • 50 ml soku ananasowego,
  • 20 ml soku cytrynowego,
  • Łyżka syropu żurawinowego (może być też malinowy lub inny podobny – zastosowałem żurawinowy, by nieco skompensować słodycz głównego alkoholu),
  • (opcjonalnie) 20 ml białego likieru curaçao lub triple sec.

Składniki wlewamy do wysokiej szklanki wypełnionej kostkami lodu, mieszamy i podajemy. Curaçao dodajemy wyłącznie w przypadku stosowania zwykłego rumu, gdyż w przypadku używanego przeze mnie rumu miodowego cocktail wychodził wtedy nieco za słodki. Z podobnych względów wymaga pewnej uwagi dobór proporcji syropu i soku cytrynowego. Ze względów estetycznych odradzam stosowanie w tym wypadku blue curaçao, jako że w połączeniu z sokiem i syropem nadaje to cocktailowi niezbyt apetyczny wygląd, dający się określić jako „woda wyżęta z brudnej szmaty”.

Państwa zdrowie, i zachęcam do eksperymentów!